Mam wrażenie że czasami biorę udział w teście. Zastanawiam, się czy tak powinno być- nie znam odpowiedzi na to pytanie. Zmierzając do sedna: kiedy wydaje mi się, że wszystko w moim życiu jest już poukładane- mam czas relacji z ludźmi, czas pracy, czas poświęcony sobie- nagle przychodzi wielkie BUUM. Wystarczy chwila: moje niepewności, zwątpienia, odrobina izolacji od ludzi, którzy są dla mnie wsparciem i nagle jak spod ziemi – zjawia się Ktoś z mojej przeszłości. Ktoś, kto całkiem mimochodem zapyta: co u mnie?!, czy w porządku? a może się spotkamy ? – bo u niego nie za dobrze się dzieje. To są wydarzenia, które od razu pozycjonują mnie w roli bohaterki- pełnej gotowości do działania. Budzi to we mnie potrzebę dawania – nawet ponad moje siły. Burzy miejsce, w którym jestem, burzy mój spokój, stabilizacje, radość, relacje. To część mojej starej natury, która przywołuje tych ludzi po to, aby znowu się coś działo. Stara natura, która potrzebuje emocji, potrzebuję tego, żeby się działo, potrzebuję zwątpienia, potrzebuję niepokoju. Wbrew pozorom stara JA była nauczona, że to co daje stabilność – to ciągle miotanie się. Bardzo trudno być w miejscu poczucia bezpieczeństwa po raz pierwszy od bardzo bardzo dawna. To trochę jak nieznany grunt. Zdecydowanie łatwiej odnaleźć się w niepokoju, działaniu w chaosie. To nie przynosi dobrych zmian… Muszę pilnować siebie, aby nie rządziły mną emocje, stare relacje, stare schematy i sposoby myślenia. Jestem wdzięczna Bogu, że połączył mnie z takimi ludźmi którzy w całkiem obiektywny sposób mogą powiedzieć: „Anka nie gwiazdorz, uspokój się. Powiedz emocjom, żeby się zamknęły”. To już nie moja odpowiedzialność walczyć o innych. Czas zadbać o siebie!
